wtorek, 27 października 2015

Korsyka, szlak gr20 (cz.2 - piersze 3 dni trasy)

IOP27 października 2015, Refuge Asco-Stagnu 1422m n.p.m. (Pierwsze 3 dni trasy)

Jestem po trzech dniach pokonywania szlaku. Nocuję w schroniskach, które jak się okazuje po sezonie są puste. W każdym wystawiona jest puszka do której należy uiścić opłatę 14€/noc. Każdy wie, że jestem porządnym chłopcem i oczywiście opłatę uiszczam.



Trasa malownicza cały czas góra-dół. Góry wzbudzają szacunek, bardzo strome, ostre, agresywne. Zreszta o tym szacunku jeszcze będzie za moment. Często do podchodzenia używam zarówno nóg jak i rąk, czyli jak cześć z Was wracając wczoraj z imprezy. Jest naprawdę świetnie, miło ze do tej pory w schroniskach oprócz mnie śpi 50-letnie małżeństwo. Oni tylko po francusku, wiec co jakiś czas próbujemy cos do siebie powiedzieć po czym wymieniamy tępe uśmiechy niezrozumienia. Ale fajnie było nie być samemu. 




Wlokę się strasznie, mój plecak niestety waży ponad 20kg, co razem daje nam magiczne 100kg. Ciemno jest już o 18 co niestety ogranicza próby zrobienia większych odległości jednego dnia. Dwa razy już dochodziłem do mety po ciemku i jest to mało przyjemne. Trasa jest znakomicie oznakowana, tylko debil mógłby się zgubić (czyt. Michał). 





Drugiego dnia nabrałem duuuuużo pokory. Wchodząc raz pod górę po stromym zboczu irytowało ciagle spoglądanie w górę i szukanie wzrokiem szlaku. Tym bardziej że każde spojrzenie w górę powoduje mało przyjemne odchylenie w tył. Uznałem, ze i tak należy podejść pod górę więc przestałem spoglądać a skupiłem się na wspinaniu. Wiedziałem, że na szczycie szlak na pewno będzie. Głupi ja. Znalazłem się u góry i zorientowałem się że takich szczytów dookoła nagle pojawiło się więcej. A szlaku nie ma. Nie miałem pojęcia w która stronę się ruszać, a przecież cofanie się jest dla frajerów. Szczególnie tak długie!
Na szczęście w telefonie mam kompas, a przecież cały szlak wiedzie z północy Korsyki na południe. Mniej więcej wyczułem w która stronę powinienem się przesuwać. Nawet wydawało minusie że wszystkie przedzierania się przez krzaki, wspinaczki poza szlakiem wynagrodził mi piękny muflon który czekam na mnie na jednym ze szczytów (rano wychodząc ze schroniska spotkałem tez dwie kozice). 
Jednak po tym co przeżyłem chwilę pózniej myśle ze tego zwierzaka mogłem sobie darować (nawet nie miał poroża!) i maszerować spokojnie po szlaku.

W pewnym momencie ściana która przemierzałem w bok, a była bardzo stroma, zrobiła się gładka. Żadnych punktów zaczepienia przez 10 metrów. Głupi Michał zamiast się wycofać kontynuował przeprawę. Przytulony do ściany z ciężkim plecakiem na plecach po pierwszym metrze zorientowałem się jak idiotyczny to był pomysł. Leżałem bokiem na ścianie pilnując by plecak rownież do niej przylegał. Gdybym go tylko od niej odciągnął na pewno pociągnął by mnie w dół. W pewnym momencie tylko jedna noga była postawiona w miarę pewnie na kilkucentymetrowym wgłębienie. Wtedy gdy zacząłem się delikatnie osuwać pomyślałem o zrzuceniu plecaka (byłoby to mało rozsądne - w środku miałem dwie Milki Oreo). Dwa powtórzenia na głos "nie panikuj kretynie", wykorzystanie marnych umiejętności ze ścianki wspinaczkowej, wybicie z jednej nogi, dobicie drugiej, chwyt "czegoś" i jakos poszło. Przejście tych 10 metrów zajęło mi chyba 30min. Albo 15. A może 60. Nie mam pojęcia.

Dotarcie do szlaku wzbudziło we mnie mieszane uczucia. Oczywiście ogromną radość, ale też irytację na swoją głupotę. 

Wydawało mi się ze do szlaku podszedłem z dużym respektem. Tymczasem dostałem ogromna lekcje, moze i dobrze że już drugiego dnia. Teraz jestem dwa razy bardziej skupiony na każdym kroku.




Siedzę właśnie i piszę po trzecim dniu pokonywania trasy. Czuję wszystkie partie ciała, ale fizycznie jest naprawdę dobrze. Jestem zachwycony trasą, która biorąc pod uwagę plecak jest dla mnie sporym wyzwaniem. Niestety martwią mnie dwie rzeczy: jutrzejsze ulewy i prawdopodobne burze wykluczają marsz oraz fakt ze jestem sam i jutro tez pewnie sam będę musiał przeczekać w wielkim molochu, ktory w środku przypomina stare PRL-owskie budynki. Mało przyjemne uczucie. Mam nadzieję, że pojutrze pogoda pozwoli mi ruszyć dalej :)

From Corsica with love,
Miś 





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz