czwartek, 29 października 2015

Korsyka, szlak gr20 (cz.3 - 4 i 5 dzień pobytu w górach)

29 października 2015, Refuge Asco-Stagnu 1422m n.p.m. (4 i 5 dzień pobytu w górach)

Utknąłem. Ulewne deszcze, gradobicia i burze zatrzymały mnie w tym mało przyjemnym miejscu na dłużej. Liczyłem, że po jednym dniu się wypogodzi i ruszę spokojnie w trasę. Niestety nie udało się. Wczoraj nawet jeden piorun trafił w mój budynek, jednak na szczęście mamy XXI w. i jest to tylko niewinna ciekawostka (wywaliło korki i tyle).

Jednym z niewielu plusów jest fakt, że jest to pierwsze miejsce gdzie jest prąd. W związku z tym mogłem naładować cała elektronikę. Miałem czas żeby wszystko naładować 8 razy :)

Gdy opadła mgła okazało się, ze jestem przy stacji ośrodka narciarskiego. Jak się okazało jest to prawdopodobnie jedyny wyciąg na Korsyce, a całe przedsięwzięcie rozmachem przypomina raczej wielkopolską Chodzież niż jakiś większy kurort narciarski.

Szlak gr20 podzielony jest na cześć północną i południową. Północna, którą obecnie "przemierzam" jest podobno znacznie trudniejsza. W związku z tym większość osób (w tym wszystkie 4 spotkane osoby) decyduje się tylko na tę część. Biorąc pod uwagę, że straciłem już dwa dni, a okno pogodowe (jakbym był w Himalajach haha) otwiera mi się wg prognoz na 4-5 dni to coraz bardziej oswajam się z myślą że po pokonaniu tej połowy trasy będę musiał odpuścić. Jeżeli tak się stanie to będę niepocieszony, ponieważ planem było pokonanie całego szlaku, co traktowałem i traktuję jako swego rodzaju wyzwanie. Jak bedzie zobaczymy, na razie skupiam się żeby (mam nadzieje) jutro pokonać jeden z najtrudniejszych odcinków. 

Ogromnie się cieszę że jutro prawdopodobnie ruszę. Siedzenie samemu w tym wielkim podniszczonym schronisku nie należy do przyjemnych rozrywek. Dodatkowo skurwiałe szczury (początkowo myślałem, że myszy, lecz musiałem pózniej przeganiać te wyrośnięte gryzonie) zjadły mi część żarcia. Mogły chociaż zapytać, moze część obleśnej konserwy bym im odpalił. 

W przebywaniu samemu w odosobnieniu jest jakiś klimat. Klimat którego (moze na razie) nie kumam i nie czuję. Dlatego z niecierliwoscią czekam na to zmęczenie i ból podczas wspinania się pod górę :)

Pzdr!


wtorek, 27 października 2015

Korsyka, szlak gr20 (cz.2 - piersze 3 dni trasy)

IOP27 października 2015, Refuge Asco-Stagnu 1422m n.p.m. (Pierwsze 3 dni trasy)

Jestem po trzech dniach pokonywania szlaku. Nocuję w schroniskach, które jak się okazuje po sezonie są puste. W każdym wystawiona jest puszka do której należy uiścić opłatę 14€/noc. Każdy wie, że jestem porządnym chłopcem i oczywiście opłatę uiszczam.



Trasa malownicza cały czas góra-dół. Góry wzbudzają szacunek, bardzo strome, ostre, agresywne. Zreszta o tym szacunku jeszcze będzie za moment. Często do podchodzenia używam zarówno nóg jak i rąk, czyli jak cześć z Was wracając wczoraj z imprezy. Jest naprawdę świetnie, miło ze do tej pory w schroniskach oprócz mnie śpi 50-letnie małżeństwo. Oni tylko po francusku, wiec co jakiś czas próbujemy cos do siebie powiedzieć po czym wymieniamy tępe uśmiechy niezrozumienia. Ale fajnie było nie być samemu. 




Wlokę się strasznie, mój plecak niestety waży ponad 20kg, co razem daje nam magiczne 100kg. Ciemno jest już o 18 co niestety ogranicza próby zrobienia większych odległości jednego dnia. Dwa razy już dochodziłem do mety po ciemku i jest to mało przyjemne. Trasa jest znakomicie oznakowana, tylko debil mógłby się zgubić (czyt. Michał). 





Drugiego dnia nabrałem duuuuużo pokory. Wchodząc raz pod górę po stromym zboczu irytowało ciagle spoglądanie w górę i szukanie wzrokiem szlaku. Tym bardziej że każde spojrzenie w górę powoduje mało przyjemne odchylenie w tył. Uznałem, ze i tak należy podejść pod górę więc przestałem spoglądać a skupiłem się na wspinaniu. Wiedziałem, że na szczycie szlak na pewno będzie. Głupi ja. Znalazłem się u góry i zorientowałem się że takich szczytów dookoła nagle pojawiło się więcej. A szlaku nie ma. Nie miałem pojęcia w która stronę się ruszać, a przecież cofanie się jest dla frajerów. Szczególnie tak długie!
Na szczęście w telefonie mam kompas, a przecież cały szlak wiedzie z północy Korsyki na południe. Mniej więcej wyczułem w która stronę powinienem się przesuwać. Nawet wydawało minusie że wszystkie przedzierania się przez krzaki, wspinaczki poza szlakiem wynagrodził mi piękny muflon który czekam na mnie na jednym ze szczytów (rano wychodząc ze schroniska spotkałem tez dwie kozice). 
Jednak po tym co przeżyłem chwilę pózniej myśle ze tego zwierzaka mogłem sobie darować (nawet nie miał poroża!) i maszerować spokojnie po szlaku.

W pewnym momencie ściana która przemierzałem w bok, a była bardzo stroma, zrobiła się gładka. Żadnych punktów zaczepienia przez 10 metrów. Głupi Michał zamiast się wycofać kontynuował przeprawę. Przytulony do ściany z ciężkim plecakiem na plecach po pierwszym metrze zorientowałem się jak idiotyczny to był pomysł. Leżałem bokiem na ścianie pilnując by plecak rownież do niej przylegał. Gdybym go tylko od niej odciągnął na pewno pociągnął by mnie w dół. W pewnym momencie tylko jedna noga była postawiona w miarę pewnie na kilkucentymetrowym wgłębienie. Wtedy gdy zacząłem się delikatnie osuwać pomyślałem o zrzuceniu plecaka (byłoby to mało rozsądne - w środku miałem dwie Milki Oreo). Dwa powtórzenia na głos "nie panikuj kretynie", wykorzystanie marnych umiejętności ze ścianki wspinaczkowej, wybicie z jednej nogi, dobicie drugiej, chwyt "czegoś" i jakos poszło. Przejście tych 10 metrów zajęło mi chyba 30min. Albo 15. A może 60. Nie mam pojęcia.

Dotarcie do szlaku wzbudziło we mnie mieszane uczucia. Oczywiście ogromną radość, ale też irytację na swoją głupotę. 

Wydawało mi się ze do szlaku podszedłem z dużym respektem. Tymczasem dostałem ogromna lekcje, moze i dobrze że już drugiego dnia. Teraz jestem dwa razy bardziej skupiony na każdym kroku.




Siedzę właśnie i piszę po trzecim dniu pokonywania trasy. Czuję wszystkie partie ciała, ale fizycznie jest naprawdę dobrze. Jestem zachwycony trasą, która biorąc pod uwagę plecak jest dla mnie sporym wyzwaniem. Niestety martwią mnie dwie rzeczy: jutrzejsze ulewy i prawdopodobne burze wykluczają marsz oraz fakt ze jestem sam i jutro tez pewnie sam będę musiał przeczekać w wielkim molochu, ktory w środku przypomina stare PRL-owskie budynki. Mało przyjemne uczucie. Mam nadzieję, że pojutrze pogoda pozwoli mi ruszyć dalej :)

From Corsica with love,
Miś 





niedziela, 25 października 2015

Korsyka, szlak gr20 (cz. 1 - Bastia)

24 października 2015, Bastia (Korsyka)

Wyjście z Florencji. 
Wychodząc wczoraj w miejsce skąd łapałem stopa do Livorno przechodziłem przez florenckie slumsy. Troche się cykałem. Na szczęście wsród kupy śmieci (drzwi samochodowe, pralki, telewizory, wanny) wybuchł jakiś pożar wiec zjechała się policja i straż pożarna. Względnie dało mi to poczucie bezpieczeństwa. Udając pewny krok przeszedłem ten odcinek będąc nie lada atrakcja dla oczu mieszkańców tej smutnej dzielnicy.

Nocleg w Livorno.
Rozstawiłam namiot w centrum miasta przy porcie schowany przy moście. Królewska miejscówka przy samych fortyfikacjach. Namiot pierwszy raz rozbity, zapowiada się obiecująco. Sheraton ;)




Prom
Płynę promem z Livorno do Basti. Łódka rozmiarów sporych. Siedzę w sali bankietowej na 7 piętrze (z 10 chyba). Bar zajmuje dwa piętra w frontalnej cześci statku. Na początku wahałem się - siadać? Przecież nic nie zamówię. Wchodzę patrzę - Włosi i Francuzi rozwaleni w fotelach ze zdjętymi butami wcinają kanapki z Burger Kinga, bagietki przygotowane w domu, czy chipsy kupione w markecie. W tej cebulandii ja ze swoim podłączeniem telefonu do gniazdka i spokojnym egzystowaniem będę księciem. 


Gdy rozmawiam ze znajomymi (telefony, internety, te sprawy) wciąż przewija się temat "ale jak ty sam?". Po chwili z kolei ja odpowiadam "ale ja sam?". Niby normalna rzecz, mnóstwo ludzi podróżuje samemu. Ale dla mnie to absolutna nowość, całe życie spędzam ze znajomymi, rodziną, czy po prostu wsród ludzi a tu taka odmiana. Możliwe ze nawet dwa tygodnie w górach samemu. Śmiejemy się wszyscy z tego, a mnie zżera ciekawość jak to będzie. Oczywiście, że wrócę mądrzejszy nawet się nie łudzę. 


Na scenę wszedł jakiś zespół. Po dwóch godzinach z Pezetem na słuchawkach "Parole, Parole" i "Englishman in New York" brzmią całkiem przyjemnie. Zostawię napiwek. Żart.

Ale, że sam? Będzie zabawa ;)

Jeżeli dobrze pójdzie jutro rozpoczynam szlak gr20 z północy na południe Korsyki. Dla mnie na pewno spore wyzwanie. 180km przez góry, prawdopodobnie 14-15 dni marszu po 7-8h. Podobno trudność mniej więcej jak Orla Perć w Tatrach. Dzisiaj tez kilkukrotnie usłyszałem pytanie czy się boję. Trochę się cykam o plecy. Zawsze miałem z nimi problemy, jak walną to mogę sobie najwyżej Dziewiczą Górę w Czerwonaku pod Poznaniem pacnąć. Fajnie by też było, jakby za dużo nie padało. Ogólnie to i tak wiadomo że będzie dobrze!

Ale, że sam? Jaka wkręta, bania zryta bankowo.

Kelnerka się do mnie uśmiechnęła, zespół śpiewa "wonderful life". Z przyjemnością odwzajemniam uśmiech. Kompani w cebulowaniu przy stolikach rozstawionych dookoła z zaciekawieniem oglądają papierki po Burger Kingu i kolorowy dywan na podłodze. Jest ekstra ;)

Pzdr!



piątek, 23 października 2015

Toskania, cześć trzecia i ostatnia

Wyjazd do Toskanii zwieńczyliśmy meczem AC Fiorentana - Lech Poznań. Któż by się spodziewał że ostatni zespół polskiej Ekstraklasy wygra na wyjeździe z liderem włoskiej Serie A. Dobry klimat i dużo szczęścia.

Toskanię po sezonie można ogarnąć ze niewielkie pieniążki - polecam. Tanie loty, wynajęcie domu/apartamentu/pokoju, wypożyczenie auta i tanio można śmigać. Oczywiście, żeby nie przepłacać trzeba podpowiadać rudym dziewczynkom, że gdy cofają mogą natknąć się na płot. Lecz kto by się tam spinał na takie delikatne niedociągnięcia :) 

Wyjazd świetny, mięśnie brzucha mnie bolą od przewlekłego śmiania się. Bardzo tu ładnie, praktycznie można zatrzymywać się co chwilę podziwiając widoki, lub zwiedzając jakąś miejscowość. Raz podróż 70km zajęła nam ponad 4h. Na początku akapitu zażartowałem - boli mnie brzuch, koło mięśni to on nawet nie stał. 

Toskańskie półki sklepowe zostały pozbawione wielu specjałów rodzimych winiarni. W kartonikach. Budżetu 1€ za sztukę staraliśmy się nie przekraczać. Ja przez większość czasu bawiłem się w kierowcę w związku z czym kompromitowali się inni.

Rozdzieliliśmy się. Patrycja, Radek i Kuba polecieli do Polski, a ja jadę dalej. Kierunek Korsyka, spróbuje pokonać szlak gr20. Prowadzi górami przez cała Korsykę. 180km, szacowany na 14 dni. Szumnie nazywany jednym z najtrudniejszych szlaków górskich w Europie. Idę sam, jest spore prawdopodobieństwo powrotu ze zrytą banią. Dzisiaj np wychodząc z Florencji wpadł mi do głowy pomysł, że skoro tak tu ładnie to moze drogę do Livorno pokonać z buta. 70 km czyli pewnie dwa dni. Po 5 sekundach od pomyślenia o tym znalazłem ścianę i trzy razy mocno pieprznąłem główką. Pierwszy dzień sam, a wpadają już poronione pomysły. Z niecierpliwoscią czekam na rozwój wydarzeń.

Jest 24.10, godz. 2:15 siedzę na Piazza Grande w Livorno. Czekam na prom który mam jutro (już dzisiaj) o 14.

Pzdr!









środa, 21 października 2015

Toskania, cześć druga

Zabawa trwa, nadal ograniczę się do fotek. Jak to powiedział Kubuś w rozmowie z mamą: "ale muszę przyznać, ze niesamowicie ładna ta Toskania". Z tym że mówił to już bardzo niewyraźnie.


Nasz pocisk.












wtorek, 20 października 2015

niedziela, 18 października 2015

No witam!

Cześć,

przed Wami grzeczny Michał, więc się przedstawię. Jestem zwykłym chłopcem który uwielbia podróżować. Z pasji założyłem wraz z Pawłem i Rafałem zespół addicted2fun, którego działania są odzwierciedleniem naszych zainteresowań. Najbardziej dumni jesteśmy z organizacji trzech (czwarty w majówkę 2016) Wyścigów Autostopem z Poznania. Ale bawimy się w różny sposób: organizacja turniejów, spływow, imprez. Robimy co wymyślimy, co lubimy i czym się jaramy ;)

Ja po krótkim okresie skupienia się na wielu dziwnych rzeczach (szkoła, praca, mieszkanie, warcaby itp) wracam do gry. Będę jeździł. Tam gdzie chcę. Jak zabraknie hajsu to chwilę popracuję. A potem znowu pojadę. W 2016 roku ruszę dookoła świata. Gdy mi się znudzi, to pomyślę o kapciach, gazecie, piwie i psie. Na razie mi się nie nudzi. Będzie dobrze, lecimy tutaj ;)

Czasami coś napiszę, wrzucę jakąś fotkę, postaram się posklejać nawet jakieś filmiki. Będzie pewnie bardzo śmiesznie (dla mnie). Wyjdzie raz lepiej, raz gorzej. Chcę mieć przede wszystkim pamiątkę, bo zapominam strasznie szybko. Ale jak okaże, że ktoś mnie zacznie hejtować to będzie fajnie. Wyjdzie, że nie tylko ja tu zaglądam ;)

Do tej pory licznik zatrzymał się na (chyba) 24 krajach. Wiadomo szału nie ma, ale nie o odbębnianie tu chodzi. Nie da się jednak ukryć, że cieszy kolejny kraj i nowe wspomnienia.
Odwiedzone raz, lub kilkukrotnie (przejazdem się nie liczy :P): Andora, Anglia, Austria, Białoruś, Chorwacja, Czechy, Filipiny, Francja, Hiszpania, Holandia, Iran, Litwa, Maroko, Niemcy, Norwegia, Rosja, Słowacja, Turcja, Ukraina, Uzbekistan, Watykan, Węgry, Włochy.
Wszystko to tanie wyjazdy, bawić się na all inclusive nie dane mi było.
Do tej pory wiele podróży odbyłem z Dominiką, a to co przeżyliśmy wrzucaliśmy tu: http://uzaleznieniodpodrozy.blogspot.com/

Bawcie się dobrze (i grzecznie),
miś




Lotnisko Katowice Pyrzowice, godz. 6:14. Niewyspany i nieumyty - czyli wyglądam jak zawsze.
Serio starałem się składnie pisać.