poniedziałek, 2 listopada 2015

Korsyka, szlak gr20 (cz. 5, 8 i 9 dzień pobytu w górach)

2 listopada 2015, prom Basta - Savona

Pierwszy raz nogi nie zdążyły mi sie zregenerować. Po wyjątkowo dobrym tempie dnia poprzedniego 8 dzień stał sie kryzysowym. Początek był ciężki, nie miałem mocy. Czułem pewne znużenie, dodatkowo potwierdziły się prognozy, że za dwa dni mają ponownie przyjść ulewne deszcze i burze. Byłem przekonany, że założonego planu przejścia całego szlaku nie wykonam. Pogodzony z porażką przeskakiwałem sobie z nóżki na nóżkę. 

Nie odkryłem jak to działa, ale podczas takiej wędrówki bardzo odczuwalne są wahania nastrojów. Nagle, zupełnie z dupy potrafi przyjąć mega pozytywna energia. Tego dnia (ósmego) przyszła w najlepszym możliwym momencie. Gdy spacerek zamienił się w wspinaczkę, a skały za sprawą pokrywającego lodu pozwalały na niezbyt dużą przyczepność.  

Ot, taki dzień bez historii. Tylko te skały pokryte lodem i ścieżki które zamieniły się w strumyki (padało 3 dni temu!) utrzymywały mnie w przekonaniu, że nawet gdybym przeczekał te kolejne trzy dni opadów to przeprawa pózniej mogłaby być ponad moje siły. 
Zreszta nie ma co gdybać - czekając trzy dni na pewno nie wyrobię sie czasowo by zdążyć na samolot z Gdańska na Islandię.




Dzień 9 to czas zakończenia wędrówki. Z jednej strony przyjemnej, dobrze było sie wypocić, zmęczyć i poprzebywać w pięknych górach. Z drugiej cieżko nie myślec o tym że planem było przejście całej drogi a ja wracam po pokonaniu połowy. No nic, na podsumowanie jeszcze przyjdzie czas.



 20km zejście do miasteczka to pierwszy moment gdzie zamiast skupiać sie na każdym kroku i bezpiecznym postanowieniu stopy mogłem uporządkować nowe pomysły. I wyszło, że jest całkiem nieźle - wracam z jednym dobrym, kolejnym bardzo dobrym i ostatnim genialnym! Nic tylko brać się za realizację :)

90 km powrotu autostopem do Bastii to już czysta przyjemność. Podróż na pace auta wraz z psem u którego podziwiałem doskonały balans ciała na górskich zakrętach, gdy kierowca nie za bardzo przejmował sie przewożeniem istot żywych za tylną szybą. Student prawa nie mogący sie nadziwić, że tak po prostu staję, łapię, ludzie się zatrzymują i tak chcę wrócić do Polski (aż tak śmierdzący i brzydki jestem??). I najdłuższy odcinek pokonany sportowym BMW, gdzie kierowca urody podobnej do głównego bohatera serii filmów "Taxi" tak bardzo chciał sie upodobnić do filmowego bohatera, że sprawdzał przyczepność Korsykańskich, górskich zakrętów przy 110km/h, na niewielkich prostych rozpędzał sie do 180km/h, a ronda wykorzystywał do pokazywania dość pokaźnych umiejętności driftu. I tylko żałował, że zamiast mnie na siedzeniu pasażera sie siedzi jakaś polska blondynka.

Jutro dopływam o 8 rano do Savony we Włoszech i stopem raz dwa do Polszy! :)

Pzdr z promu na Morzu Śródziemnym, czy Liguryjskim (nigdy nie wiem jakie to jest)!

Swoją drogą zabawnie jest zejść z gór i dowiedzieć się, że Natasza urodziła 9 dni temu (gratuluje! Mua mua mua!), a 7 dni temu Lech wygrał z Legią :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz