czwartek, 19 listopada 2015

Islandia 2015 - Ja (nie) jadę!

Początek września, wschodnia Holandia. Rozpoczynając strasznie nudną pracę o 5:30 rzadko cokolwiek wybudzało mnie z marazmu i zaspania przed pierwszą przerwą o godzinie 8:00. Zazwyczaj po prostu spałem snując sie po hali, czy przeglądając po raz dwudziesty siódmy fejsa, insta, weszło, czy gazetę. Tego dnia około godziny siódmej BANG! - loty z Gdańska na Islandię za 180zl w dwie strony!

Obudziłem się w tempie trzeźwienia niektórych znajomych w pamiętny sobotni poranek 10 kwietnia. Wiedziałem, że mam klika, kilkanaście minut na zakup, niebawem bilety ponownie skoczą w górę. Szybka wycieczka w pracy do toalety (byłem na zmianie z samymi Holendrami, którzy nie lubili hańbić się pracą, wolałem jednak mieć spokój przy zakupie). Cholera, tradycyjnie problemy, moja karta nie chce przejść. Szybki telefon do mamusi, "wyślij mi proszę dane Twojej karty, oddam za kilka dni". Mama na szczęście przyzwyczajona, dlatego zamiast zadawać zbędne pytania momentalnie przysłała cyferki. Kolejna wycieczka zakończona powodzeniem, bilety dla Karolinki i dla mnie kupione. Kilkanascie minut pózniej podczas przerwy w pracy widzę że tak tanich biletów już nie ma.
UFF, UDAŁO SIĘ.

Islandia od dłuższego czasu mi sie marzyła. Mimo zimna, planów jeżdżenia stopem i spania pod namiotem byliśmy mega podjarani wyjazdem. Każdy kto tam był wraca zachwycony.

Tydzień przed wylotem, zaplanowanym na 13 listopada, podczas mojego powrotu z Korsyki dzwoni Karolinka i mówi że niestety nie może jechać. Po samotnym marszu przez góry francuskiej wyspy mam dosyć podróżowania samemu. Kurde, do wylotu tydzień, każdy ma szkołę, pracę, otwarty poziom w Tibii, nie będzie łatwo kogoś namówić. Zmiana nazwiska na bilecie to 360zl w dwie strony, gdyby chętna była dziewczyna można by kombinować i przechodzić przez bramki na dokumentach Karolinki. Głupie? Pewnie bardzo, ale ciekawe wyzwanie jest ;)

Szukać chętnej osoby długo nie musiałem. Anka Superkoleżanka szybko zdecydowała sie zrezygnować ze swoich planów (karmienie psa, przekopywanie ogródka, sprzątanie lasów) i dołączyć do zabawy. 

Samolot planowo odlatywał w piątek o 16:10 z Gdańska. Pociąg odjeżdżał o 9:58 z Dworca Głównego w Poznaniu. Mając dużo czasu na spakowanie się od rana wybrałem się na kolejny upokarzający mecz w squasha. Od łysego, przebywającego na drakońskiej diecie (w końcu!) przeciwnika - poważanego prawnika dowiedziałem się, że nie postępujemy mądrze. Ance za bawienie się w Karolinkę grozi do 5 lat. Zinterpretowałem to jako ewentualne ciekawe wyzwanie dla owego poznańskiego Harvey'a Spectera (choć mi bardziej przypomina Luisa Litta). 

Ok 8:30 zameldowaliśmy się w mieszkaniu na poznańskim Dębcu. Podczas szybkiego pakowania Anka szukając w moich spodniach karty kredytowej zwróciła uwagę, że wśród rożnych plastików brakuje mojego dowodu osobistego. Nie zdziwiliśmy się zbytnio, ponieważ gubienie dokumentów przychodzi mi z większa łatwością niż strzelanie bramek Bartkowi Ślusarskiemu. Nasz wieczny optymizm poparty stwierdzeniem Ani, że komuś tam się udało ze skanem, a także moim potwierdzeniem ze tez kiedyś o czymś takim czytałem, doprowadził do oczywistej decyzji - jedziemy!

Auto odstawione w niedalekiej dzielnicy Górczyn, po czym najszybszy przejazd tramwajem w życiu i dwie minuty przed odjazdem wbiegamy do pociągu relacji Poznań - Gdańsk. 
UFF, UDAŁO SIĘ.

W pociągu nastąpiło przygotowanie skanów dowodu posiadanych na dysku z jakiś poprzednich przebojów. Niemalże oryginał, potwierdzony prawem jazdy - to nie może się nie udać. 

W Gdańsku 18 min do autobusu na lotnisko. Anka w tym czasie zrobiła całe zakupy na tydzień w Biedronce, a ja wydrukowałem bilety i skany swojego dowodu osobistego. Delikatnie spoceni, lecz zadowoleni że znowu się wszystko udało wsiadamy do autobusu.
UFF, UDAŁO SIĘ.

Na lotnisku zameldowaliśmy się godzinę przed odlotem. Przy nadaniu bagażu mały problem zamiast zakupionych 23kg, waga wskazywała na 29,6kg. Oczywiście wielki problem by to nie był. Jakoś byśmy się przepakowali.

- Proszę Pani jest jeszcze sprawa, mój dowód osobisty wygląda tak - z uśmiechem wręczam wydrukowany (nawet w kolorze!) skan dokumentu
- Yyyuuuyyyyuuuyyyyuuu nie wiem - chyba udało mi się zaskoczyć uprzejmą panią w fioletowym mundurku.
- Wiem, że Straż Graniczna przepuszcza, tu mam na potwierdzenie prawo jazdy - podałem prezentując pewność siebie zbliżoną do Leo Beenhakkera na konferencjach prasowych. 
- Pan poczeka.
Poczekałem. Miła, elegancka pracowniczka firmy Wizzair poszła skonsultować decyzję z kierownikiem. 
Kiedy wracała cieżko było wyczytać coś z jej twarzy.

- Przykro mi, ale nie ma możliwości żeby został Pan wpuszczony na pokład.

OJ, NIE UDAŁO SIĘ.

Szkoda, pomyślałem. 

(No dobra, z tym myśleniem to taki mały żarcik) 

- Proszę mi powiedzieć zupełnie szczerze: kierownik jest nieugięty, czy widziała pani jakikolwiek najmniejszy cień szansy?
- Niestety, jest nie do przegadania, przykro mi. Proszę pójść do kas i zobaczyć czy nie da się jakoś przebookować. 
- Dobrze, dziękuje pani bardzo. 

Poszedłem jeszcze z ciekawości do kas. Wiedziałem, że plany wyjazdu na Islandię trzeba odłożyć, ale chciałem zobaczyć co powiedzą. Dowiedziałem sie interesującej rzeczy, że brak wpuszczenia na pokład jest decyzją firmy Wizzair. Mógłbym lecieć np późnym wieczorem samolotem SAS, czyli regularnej linii i prawdopodobnie by przeszło. 


Anka przyjęła sytuacje z równie dużym uśmiechem jak ja. Sama nie chciała lecieć. Wiemy, że na Islandię jeszcze polecimy, a sytuacja choć absurdalna i przez ogromną głupotę to już sie wydarzyła i jej się nie zmieni. Rozłożyliśmy się na podłodze w terminalu przy gniazdkach elektrycznych. W pewnym momencie obok nas odprawiała się między innymi młodzieżowa Reprezenracja Polski, a jej drugi trener Piotr Świerczewski (znany jako człowiek kontaktów http://youtu.be/OmJYfL5u0W4) powiedział nam że jeden chłopak też nie ma dokumentów i udało im sie ogarnąć. 




125 osób lubi to! Chamy i prostaki.

Dostaliśmy tez wiele wyrazów wsparcia:












Po kilku godzinach siedzenia na lotnisku, śmiania sie z głupoty, popijania złocistych napojów postanowiliśmy się przenieść do gdańskiego hostelu. Zbierając się zauważyłem czerwoną cześć wystającą z moich spodni w bagażu. 

- Ania wiesz co jest najśmieszniejsze w tym wszystkim?
- No?
- Spójrz co przed chwilą wyleciało ze spodni.



Ania zdążyła tylko wydusić że to niemożliwe, że na 100% dowodu w spodniach nie było, po czym ze śmiechu wylądowaliśmy na ziemi. Nawet mi nie przyszło do głowy żeby jeszcze raz te spodnie sprawdzać.

Mówiłem, że złych rzeczy uczą na tej Turystyce i rekreacji.



Przenieśliśmy się do hostelu, przyjechał do nas w nocy stopem Kubuś, spędziliśmy bardzo fajne dni w Gdańsku i Toruniu.

Brak wylotu na Islandię spowodował kilka wydarzeń, ktore nie mogłyby sie wydarzyć, gdyby nie fakt pozostania w Polsce. Najmocniejsza jest dla mnie sytuacja z niedzieli, czyli dwa dni po planowanym wylocie.
Do moich rodziców przyjechała rodzina. W wyniku komentowania sytuacji z moim wylotem ciocia wspomniała sytuację, że całkiem niedawno szybko dowoziła paszport mojemu kuzynowi na lotnisko, ponieważ jego dowód okazał sie nieważny. Koniec końców, na wszelki wypadek rodzice postanowili sprawdzić dowody Jadwisi i Jasia z którymi mam lecieć tydzień pózniej do Barcelony. 
Dowód Małej od trzech miesięcy nieważny...
W poniedziałek oczywiście został złożony przyspieszony wniosek o paszport. Jestem przekonany oczywiście że się uda.
Nie potrafię sobie wyobrazić sytuacji gdy ośmioletnia dziewczynka zajarana wyjazem od kilku miesięcy, spisująca swój plan i pomysły na kilkudziesięciu stronach swojego notatnika dowiaduje się na lotnisku, że nie może lecieć bo jej dowód stracił ważność. 
A na Islandię jeszcze polecimy.

Pzdr!

Jeszcze jakies foty z Gdańska i Torunia:

















1 komentarz:

  1. podtrzymuję : Boże! ręce opadają!
    ogarnij dowód, ksero czarno-białe, kolorowe, skan, zdjęcie i co jeszcze możesz i szukaj lotów na marzec lecimy razem polować na zorzę!
    Twoja historia nas zainspirowała i ja jadę!

    OdpowiedzUsuń